25 lutego 2014

#wiktoriańska topielica

O wiktoriańskiej awangardzie mogę powiedzieć tyle co nic. Owszem, do prerafaelitów moje serduszko bije najmocniej, jednak nigdy w życiu nie przeczytałam o nich kartki więcej niż podręcznik pani Osieckiej nakazuje oraz nie potrafię z pamięci wymienić wszystkich nazwisk studentów tego ugrupowania z The Royal Academy of Art. Jeśli jednak mogłabym stać się specjalistką w jakiejś dziedzinie to z pewnością chciałabym być guru twórczości prerafaelitów, w szczególności Johna Everetta Millaisa.

Wiedzą o tym ostatnim mogę się trochę pochwalić. To chyba jego obraz pt."Ofelia" najbardziej zapamiętałam z lekcji historii sztuki i do tej pory siedzi w mojej głowie i wisi na ścianie, mimo tego, że jest to nędzna replika w formacie 18 x 13 wydrukowana na xero koło uczelni. Millaisowi, oprócz tego, że nazwany był The Child, ja nadaje tytuł Wunderkind, ponieważ już w wieku 11 lat został studentem The Royal Academy of Art.
Obraz "Ofelia" powstał na przełomie 1851 i 1852 roku,opowiada znaną wszystkim historię z dramatu "Hamlet" Szekspira o szaleństwie córki Poloniusza.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam ten obraz, jego paletę barw, twarz dziewczyny, zrozumiałam o co chodzi prerafaelitom. Mówię o naturalizmie i symbolice. Pozycja, w której leży Ofelia identyfikuje się z moim wyobrażeniem dotyczącym ostatniej drogi zmarłych przez mitologiczną rzekę Styks - jest to jednak romantyczna odsłona tej imaginacji. Zamiast obola w ręku jest bukiet kwiatów, a  rzeka Millaisa, zamiast do Hadesu, prowadzi do jakiejś arkadii. 
Ofelia u Szekspira była obłąkana, u Johna jest smutna, zagubiona, idealnie kobieca i krucha.
Ukochana Hamleta inspiruje nie tylko mężczyzn, ale także kobiety. Według mnie biała kartka z wierszem Haliny Poświatowskiej pt. "Mokra Ofelia" powinna być elementem ekspozycji Millaisa w Tate Gallery.
Utwór charakteryzujący się sentymentalnością, tak jak te kwiatki w dłoni dziewczyny, ale stanowi także studium śmierci i przemijania.

czerwienią 
wspięta na policzki 
rozsypała się w płatkach po wodzie 
wielki księżyc zgarnęła w rękaw 
potem z nagła włożyła na głowę 
i na palcach 
na włosów krańcach 
w tej czerwieni 
to złota to święta 
tańczyła 
jakby wiatr ją opętał

popłynęła wzdłuż rzeki stromo 
z wodorostów tłumem ze słomą 
wplątaną w zaciśnięte palce

wyciągnęłam ją z wody białą 
i na drogach pasmem świetlistym 
rozwiesiłam te włosy aby wyschły


Wizerunek Ofelii wciąż lata nad nami jak jakieś widmo, nie daje o sobie zapomnieć, niepokoi. Przepiękną topielicą z obrazu, jak się dowiedziałam, była dziewiętnastoletnia modelka Elizabeth Siddal, która dla Millaisa pozowała w wannie  napełnionej wodą, w dodatku zimną. Równie przepiękną Ofelię widziałam na adaptacji "Hamleta" w teatrze im.Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Grała ją Małgorzata Pruchnik. W odróżnieniu od lirycznej sceny z obrazu, teatralna wersja była bardzo dynamiczna, seksualna, pozbawiona delikatności, mająca raczej wywołać szok estetyczny, co nie zmienia faktu, że scena ta była nadal piękna i realna.
Na świecie chyba nie ma złych Ofelii...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz