1 maja 2014

#hotel novotel

Każdy ma swój sposób na poprawę humoru. Moim od niedawna stało się odwiedzanie Światowida. Za każdym razem trafiam na cudowny film, na niecodzienne osobowości i zdarzają się niespodziewane sytuacje. Tak było i tym razem, kiedy wybrałam się na Grand Budapest Hotel. Na początku seansu, jeden z kinomanów zaczął częstować pozostałych czekoladowymi króliczkami. Mama  mówiła, żeby nie brać słodyczy od nieznajomych, ale przecież w ciemnym kinie nic mi się nie stanie. Przed rozpoczęciem filmu także stała się rzecz niewiarygodna. Na ekran wskoczył zabawny królik, który zaczął śpiewać sto lat. Cała akcja była niespodzianką dla Pana Jerzego, który obchodził urodziny w kinie ze swoją paczką. Od właścicielki kina solenizant dostał sok. Zaproponował każdemu kolejkę, ale z gwinta. Niestety nie miał przy sobie kieliszków... 

Grand Budapest Hotel także poprawił mi humor. Podobała mi się maniera aktorów, cała lukrowa otoczka, synkretyzm stylu, nienachalny humor - każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Najbardziej jednak zaintrygowały mnie obrazy w rezydencji Madame Celine Villeneuve Desgoffe und Taxis. Pierwszym z nich, zapisanym w testamencie wdowy, był "Chłopiec z jabłkiem".


Gustave H, spadkobierca obrazu, mówi o nim: To jest znakomity portret pięknego chłopca u progu męskości pędzla van Hoytla młodszego. Blondyn o gładkiej, białej jak mleko skórze. Nienaganna proweniencja. Jeden z ostatnich w prywatnych rękach i bez wątpienia najlepszy. To jest arcydzieło. Reszta nic nie jest warta, gówno, śmieci.

Jan van Eyck, owszem, jego kojarzę, ale van Hoytl brzmiał kompletnie obco. Nic dziwnego, jak się później okazało, gdyż "Chłopiec z jabłkiem" powstał na zlecenie reżysera filmu, Wesa Andersona. Obraz wyszedł spod pędzla Michaela Taylora, brytyjskiego malarza.

O ile "Chłopiec z jabłkiem" był złotą kurą w filmie, to czarną owcą było płótno Egona Schielego.


Obraz w filmie nie jest oryginałem ekspresjonisty, natomiast od razu można go skojarzyć z jego twórczością. Przede wszystkim reżyser subtelnie nawiązał do wiedeńskiej secesji, której mistrzem był właśnie Schiele. Po drugie kobiety w pończochach, akty miłosne, czarny kontur i zdeformowane postacie to jakby dekalog malarstwa Egona.

Kobieta z zielonymi pończochami

Siedząca kobieta ze zgiętym kolanem

Kobieta w czarnych pończochach

Stojąca dziewczyna o czarnych włosach

Historia Egona to bardzo dobry materiał na film, raczej thriller. Jego styl wyrósł na twórczości Gustava Klimta.

W 1907 Schiele poznał Gustava Klimta. Mistrz wiedeńskiej secesji wspierał młodych twórców, a prace Egona wydały mu się wyjątkowo obiecujące. Roztoczył nad nim swój patronat - kupował rysunki Schielego, znajdował dla niego modeli oraz przedstawiał go potencjalnym patronom. Wprowadzał młodego artystę zwłaszcza w środowisko wiedeńskiej secesji, której wkrótce Egon stał się ważnym przedstawicielem.

Styl młodego malarza ewoluował jednak w stronę deformacji, niepokoju, brzydoty, seksualności.  Z tego właśnie powodu jego prace często nie były akceptowane przez otoczenie. Schiele był także bohaterem procesu dotyczącego pornografii. Do jego studia często przychodziły niepełnoletnie dziewczynki, które portretował nagie, ukazywał ich zmysłowość, uwypuklał narządy płciowe, ale także w charakterystyczny dla siebie sposób pokazywał ich portret psychologiczny. Kobiety Schielego są zamyślone, zagubione, niepewne, nie odbieram ich jako obiekt seksualny, lecz jako androgeniczne postacie.
Egon został aresztowany pod zarzutem "deprawacji nieletnich" i spędził w więzieniu kilkanaście dni.
Kontrowersyjny artysta, jako ostatnie, obchodził swoje 28 urodziny. Na przestrzeni tych lat przeżył chorobę psychiczną ojca, dystans matki, liczne romanse oraz śmierć żony.

Autoportret z chińską garliczką

Pan Jerzy jest jednak szczęśliwym emerytem, na pewno nie miał konfliktu z prawem, z tego co wiem bardzo podobał mu się film, a może bardzo smakował mu alkohol. Panu Jerzemu i wszystkim dzisiejszym solenizantom życzę sto lat!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz